Nie ukrywam, że jak zobaczyłem, że autorem scenariusza jest twórca tego od 'Sicario' to mój entuzjazm do filmu przed seansem trochę się zmniejszył, gdyż uważam, że największą bolączką 'Sicario' był właśnie średni scenariusz. Tu jest na szczęście lepiej- nie ma aż takich dłużyzn, choć przestoje też się zdarzają. Podobne historie niby widzieliśmy mln razy, ale przez to, że role są bardzo dobrze napisane- a między braćmi jest szczera relacja- aż chce się im kibicować. Ben Foster jest jak (niemal) zawsze świetny, Chris Pine chyba daje najlepszy aktorski popis w swojej karierze, ale to Jeff Bridges kradnie show. Praktycznie każdą sceną. Póki co, jak dla mnie najlepsza drugoplanowa rola tego roku. Muzyka Cave'a i Wellisa nie jest aż taka dobra jak w "Zabójstwie Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda", ale i tak dobrze komponuje się z teksaskimi kapitalnie ujętymi krajobrazami.
Ogólnie, jeden z ciekawszych filmów tego roku, można śmiało polecić ;)