absolutny majstersztyk i jeden z najlepszych filmów Wojciecha Hasa. Czuje olbrzymią sympatie do profesora i Katarzyny, tych wspaniałych, zgożkniałych a nieco żałosnych bohaterów.
Ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, iż to najlepszy film W. Hasa, a na pewno mój ulubiony. Pewnie dlatego, że bardzo przypominał mi "Tam, gdzie rosną poziomki".
ten film to praktycznie tylko dialogi czyli zero istoty kina. jeśli porównamy do bergmanowskich poziomek to przecież jak na dłoni widać że skandynawski film jest o wiele pełniejszy, z szerszą perspektywą, z większą mocą oddziaływania zahaczając o surrelizm czy oniryczne podróże w czasy dzieciństwa. tam rozrachunek z własnym życiem jest poprowadzony dosyć mistrzowsko. w hasowej historii mamy tak naprawdę tylko bohatera który narzeka, bez żadnych wypraw w jego wspomnienia czy inne wizje, ot obserwujemy jeden smutny dzień z jego życia i to wszystko. wg mnie całość nie została arcydzielnie rozegrana przez co holoubkowy popis wypada słabo.
i teraz: treść możemy uznać za podobną ale jeśli mam wybierać sposób w jaki została mi przekazana :bergman vs has 3:0
trudno mi go porównać z wcześniejszymi filmami, jeśli się przyrównuje Hasa do Bergmana, to trzeba jednak powiedzieć, że tamte filmy są oryginalne, tworzą sobą pewną całość, urzekają obrazem i klimatem; tu mamy film oparty na dialogu, narracji, nużącej konwencji, śmiem powiedzieć mniej interesujący i angażujący widza; nie chcę się znęcać nad "arcydziełem", ale film ten mam wrażenie mógłby być radiowym słuchowiskiem ;)
Przeciez w tym filmie jest cudowna scenografia i fantastyczne zdjecia.
Ten film to nie tylko tekst.