To jak bezczelnie a zarazem beztrosko przyćmiewa samą Juliette Binoche, która miała być główną gwiazdą tego filmu, a została zmiażdżona (pod względem gry aktorskiej) przez dziewczynę, która jeszcze niedawno grała w dennych filmach o wampirach i wilkołakach dla nastolatków.
Widać, że Kristen chce zostawić przeszłość za sobą i wyjść z szuflady "Zmierzchu", w której każdy ją zamknął. I wiecie co? Udaje jej się to.
zmiażdżona... nie przesadzaj.zobacz ilu środkow wyrazy uzywa binoche, a ile Stewart. W kazdym filmie K.S. kopuje poprzednia role, choc w/g mnie to wina rezysera, ze nie potrafi jej poprowadzic. Binoche gra swietnie, na krawędzi. Moim zdaniem dwie sa swietne, choc K.S. wile moglaby sie nauczyc od Binoche.
Niemalże każdy krytyk, który recenzował ten film spostrzegł, że Kristen przyćmiewa Binoche. Radzę zapoznać się z recenzjami filmu. Zagrała lepiej niż Juliette i dlatego też zdobyła Cezara. Nowa nadzieja kina niezależnego.
radze brac w nawias wszelakie nagrody, ktore nie biora sie z nieba. Recenzje znam, ale pozwol, ze bede miec wlasne zdanie. Argument radze sie zapoznac z recenzjami jest trafiony kula w plot, a dla ciebie powinien byc wskazowka do samodzielnego myslenia Sugetzu.
nie radź, aby czytać recenzje tylko rusz swoim własnym mózgiem.W tym co piszesz nie ma arumentow tylko same ogolniki, zatem jak powaznie traktowac takiego inrerlokutora... Mniej emocji, wiecej intelektu.
No dobra, to wygląda troche tak - uważasz powyższego czytelnika za mało rozgarnietego bez umiejętności samodzielnego myslenia bo powołał się na recenzje. Przypominam że recenzje z Cannes były pisane przez krytyków zdecydowanie bardziej zaznajomionych z kinem i ogarnietych w materii filmowej, więc swoje zdanie możesz przeciwstawić z ich, a nie Sugetzu. A skoro wypowiadali się w pozytywnym tonie to z powietrza się to nie bierze. Jasne, miej swoje zdanie, nikt Ci tego nie broni, ale pozwól je mieć też innym. Na filmie większość z nas to zwykli ludzie ogladający filmy dla frajdy. Jesli ktoś powołuje się na słowa krytyków niekoniecznie nie ma swojego zdania, ale wie, że jego zdanie nie liczy się tak jak kogos bardziej uznanego, więc woli powołac się na pewniejsze źródło. Tak to widzę.
Sugetzu i to jest Twoja opinia bo sugerujesz się recenzjami innych ? : "Niemalże każdy krytyk, który recenzował ten film spostrzegł, że Kristen przyćmiewa Binoche. Radzę zapoznać się z recenzjami filmu." - nie popadaj w zachwyty nad Kristen , zapowiada się bardzo dobrze nie tylko w tym filmie ale do Julietki to musi jeszcze sporo wody upłynąć ,poza tym ocena gry gry aktorskiej jest równie subiektywna jak ocena który błękit nieba podoba się bardziej
W zupełności się zgadzam. I wcale nie jestem wielką fanką Binoche, w niektórych filmach mnie drażni, ale tu jest taka złożona, a przy tym autentyczna. Stewart po prostu ok, może jeśli ktoś faktycznie nie widział jej w innych dramatach, a kojarzy tylko ze "Zmierzchem" to się tak pozytywnie zaskoczył i stąd te przesadzone i niesprawiedliwe porównania...
uważam, że w tym filmie Stewart była o wiele bardziej przekonująca niż Binoche; może powielam zdanie krytyków, ale się z nimi zgadzam
Kristen od zawsze lubi grac w kinie niezależnym, "Zmierzch" jakoś przypadkiem jej się przytrafił, hehe. :P Lubię ją, ale nawet w "Sils Maria" zaskoczyła mnie jej świetna gra. Oby tak dalej.
Również nie uważam żeby gra aktorska Kristen przyćmiła Binoche. Mam wręcz wrażenie, że swego rodzaju konwencjonalność (często podkreślana w filmie) Binoche była przemyślana. J.B staje się mniej wyraźna od pewnego momentu. Film zaczyna skupiać się na innym obszarze. W II części filmu to nie postać Binoche jest na pierwszym planie.
Można by dużo pisać. Ale mam wrażenie, że pewne elementy filmu są przemyślaną grą aktorską obydwu aktorek. Co należy oddać Kristen, rzeczywiście pozytywnie zaskakuje aktorstwem (nie pierwszy raz).
Polecam ''The Runaways'' oraz ''Witamy u Rileyów'' o ile jeszcze nie widziałeś. Kristen potrafi dobrze grać jeśli reżyser nią dobrze pokieruje.
Juliette była strasznie teatralna. Męką było słuchanie jej nienaturalnych krzyków czy śmiechu.
Przyznam szczerze, że najlpeszą rolę to Stewart miała w Speak (pol. Ucieczka w milczenie). To jak świetnie zagrała dziewczynę skazaną na szkolny ostracyzm, wycofaną, zastraszoną, której dramat naprawdę oddziałuje na widza, sprawiło, że po Zmierzchu nie skreśliłam jej na amen. Stewart jest niezła, ma ambicje bycia lepszą, gra w ciekawych filmach i za to ma dużego plusa.
W "Speak" pokazała, że potrafi pokazać wiele swoich twarzy od szczęścia, przez smutek, aż do głębokiej depresji. Z nieznanych mi powodów darzę tą aktorkę wielką sympatią i liczę, że kiedyś ludzie ją docenią :)
To trudna aktorka o dość ograniczonej ekspresji, ale zdarza jej się łapać dobre role. Ta w Speak była idealna dla niej, zresztą ona sama dała świetny popis. W Sils Maria też widać, że rozumie swoją postać. Ale nie łudzę się, że kiedyś będzie drugą Blanchett ;)
Nie rozpędzałbym się tak znowu, obie zagrały porównywalnie. Z tą różnica, że dla Binoche była to rola co najwyżej przeciętna. Stewart gra na jedno kopyto i parafrazując znane hasło w tym filmie miała dwie miny - w okularach i bez.
Jak dla mnie to jedyna w której wygląda inaczej niż zwykle. Poza Azylem. Tyle, że tam była dzieckiem i fizycznie miała inną twarz.
Haha co, chyba inne filmy oglądaliśmy. Owszem, miała kilka dobrych scen, ale w sporej części filmu "zmierzchowała", że tak się wyrażę. Do osiągnięcia poziomu Binoche, przynajmniej z tego filmu jeszcze jej sporo brakuje.
Każdy krytyk tudzież osoba znająca się na rzeczy sądzi inaczej, więc czy naprawdę myślisz, że masz rację?
Wyraziłem jedynie swoją opinię, nie wiem co sądzą krytycy, bo nie czytałem o filmie, chociaż przypuszczam, że stwierdzenie KAŻDY jest zapewne mocnym naciągnięciem rzeczywistości. No i zdanie krytyków nigdy nie może być brane jako racja ostateczna, nawet jeśli by tak sądzili, bo inaczej Redmayne nie dostałby Oscara w tym roku, a Jake G. znalazłby się przynajmniej na liście nominowanych. Więc odpowiadając na pytanie - tak, moim zdaniem mam rację, wiem, co widziałem.
Oscary już dawno przestały być wyznacznikiem rzeczywistej jakości danego filmu czy danej roli, więc nie ma to żadnego związku. 100% czy 90% nie ma również znaczenia, bo niesamowita większość krytyków podziela nie twoją, ale MOJĄ opinię, tak więc możesz sobie uważasz, że masz rację, ale dobrze wiesz, że nie masz. I też wiem co widziałem, a widziałem dużo.
Nie podoba mi się, że wmawiasz mi, że nie mam racji, ratując się przy tym krytykami (jakimi? też nie wiem, ważne, że jacyś krytycy, nie ważne jacy). Wcale dobrze nie wiem, że nie mam racji, bo wg mnie mam, film oglądałem, widziałem, że wcale tak dobrze nie zagrała, a już do stwierdzenia "zmiażdżyła Binoche", to baaardzo mi daleko. Miała kilka dobrych scen, ale imo sporo było takich, w których zalatywało sztucznością. To moja opinia, nie mów mi że nie mam racji.
"Oscary już dawno przestały być wyznacznikiem rzeczywistej jakości danego filmu" Serio, to jedno z najgłupszych zdań, jakim mozna rzucić.
Przede wszystkim. Nie ma czegoś takiego jak rzeczywista wartośc filmu. No chyba, że rozbierzesz film klatka po klatce, przeanalizujesz z odpowiedniej perspektywy i w prawidłowym kontekście i to co Ci wyjdzie to "rzeczywista wartośc filmu". Ale tak nie jest. Uwierz mi, że wiele filmów, o ile nie większośc ma swoich zwolenników jak i potepiaczy. I obie strony mają argumenty za i przeciw. W takim przypadku nie da się mówić że jakiś film jest dobry czy zły. Bo wzbudza emocje. Skłania do przemysleń i wejścia w polemikę z drugą stroną.
Druga sprawa - Oscary nadal SA duzym, wrecz ogromnym wyznacznikiem z tym że nie jakości filmu a jego promocji i odbicia w świecie. Z tym że to jak kazde rozdania nagród bardzo eklektyczne nagrody. Pewne filmy się załapia, a pewne nie. Będa się wśród nich lepsze i gorsze i niemal na bank zabraknie w nich kilku pozycji, które powinny się tam znaleźć. Tak jest co roku. Ale tak jest tez na kazdym innym rozdaniu nagród. I nadal nie odbiera im to prestiżu. Jasne, nie kierujmy się bezgranicznie Oskarami (tylko to co dostaje statuetke jest dobre a reszta nie) bo to droga donikąd ale spójrz jak z roku na rok jest o nich głosno i ciagle wzbudzają wiele emocji. Na drugi dzień wiekszośc osób przynajmniej pyta o 3-4 wygranych. Z ciekawości. I kłócią się jezli coś posżło nie po ich mysli. To najlepiej pokazuje że to jednak gala przed która twórcy a szczególnie producenci wiedza że stawka jest wysoka.
Tyle, że Sugetzu w tym stwierdzeniu jasno wyraziła, że chodzi o jakość danego filmu, a nie to czy rozdający statuetki akurat lubią tematykę filmu, promują pewne zachowania i postawy, albo po prostu lubią, bądź nie różne personalia związane z danym filmem. Z treści Twojego wpisu wynika, że zrozumiałeś zamysł autora, bo podkreślasz znaczenie Oskarów, ale właśnie w sensie marketingowym. I tu się zgodzę w pełni, to najlepsza gala do promocji filmów, osób i postaw. Choć dla mnie ich preferencje często są niestety żenujące, dlatego dla mnie osobiście nie stanowią w nawet małym procencie o jakości filmów. Ot, tania kreacja trendów i wizerunków światopoglądowych...
Tak, ale Akademia nigdy nie udawała, że jest inaczej. Zawsze stawiała na postępowość, nagradzanie różnorodnośći, komentowanie aktualnej sytuacji na świecie czy podkreślania znaczenia obrony kraju (stąd popularność kina wojennego). Mnie też to wkurza, ale czasem i cieszy. Bo potrafią nagradzać zarówno nudne, typowo oscarowe filmy jak i dostrzec coś ciekawego. No takie już te Oscary są i co pan zrobisz, jak nic pan nie zrobisz.
Ja na szczęście nie muszę nic robić, mogę olać ciepłym moczem ich wyrokowania ;) Żal mi tylko wielu ludzi, dla których Oscar to wyrocznia ostateczna jakości, nie pozwalająca na krytykę ich wyboru.
Dla mnie z kolei oscarowy szum to dobry moment na nadrobienie paru dobrych filmów i ról. Ale żeby stawiać to na jakiejś najważniejszej szali wszechświata to nieee, nie dla mnie to.
A czy to była jakaś walka, że nokaut? Dwe aktorki WSPÓLNIE grały na jeden film, one nie rywalizowały między sobą. Nie rozumiem po co je antagonizować, obie zagrały bardzo ciekawie i fajnie się śledziło ich relację i jej dynamikę.
Co za głupoty piszesz! Kirsten tylko do zmierzchu się nadaje i nigdzie więcej. To aktorskie beztalencie
z tego co wypisujesz na forum, ten argument powinien dotyczyc rowniez ciebie, czyli byc samokrytyka.
Nie dramatyzuj @Sugetzu, bardzo Cie prosze. Osobiscie nigdzie nie szufladkowalem Kristen, zatem nie pisz, ze dokonal tego kazdy. Generalnie, zaiste trzeba byc conajmniej lekko ograniczonym, by ulegac tego typu zjawiskom. Kristen jest dla mnie fantastyczna aktorka i piekna kobieta, obejrzalem poza calym Zmierzchem rowniez kilka innych filmow z jej udzialem i tak jak w Zmierzchu, tak i w nich, jej obecnosc to wylacznie pozytywne dla mnie wartosci. Jesli ktos nieustannie, do znudzenia wrecz kojarzy ja ze Zmierzchem, tym bardziej negatywnie, musi miec czternascie lat w porywach do siedemnastu badz totalnie nie miec pojecia o kinie, aktorstwie czy chocby zwyczajnych ludzkich wartosciach, z jakimi przyszlismy na ten swiat.
Ale ile tego było przed Zmierzchem... miała kilka dobrych ról, a nawet znane tytuły, jak "Azyl" z Jodie Foster. To nie jest jej droga rozwoju, to powrót do formy.
Zresztą fenomen Zmierzchu z niczego się nie wziął. Wielu myślących, wykształconych odbiorców też lubi sobie obejrzeć od czasu o czasu takiego gniota, zwłaszcza jeśli to wielbiciele fantastyki, którzy pod papką fabularną dostrzegają jakąś pociągającą ideę. W tym wypadku to byłaby nieśmiertelność.
JB zmiażdżona przez KS :D
JB mogłaby przez dwie godziny gapić się w okno albo czytać książkę kucharską a i tak dałaby lepszy pokaz umiejętności aktorskich niż KS "mouth breather".
Krytycy napisali to, co mieli napisać, żeby było kontrowersyjnie, a że ociera się to absurd, to już inna sprawa. Chyba KS ma jakieś niezłe plecy w Hollywoodzie.... albo ta rola była pisana z myślą o niej i potrzebowali właśnie takiej osoby, która jest w stanie przez cały proces kręcenia mieć ten sam wyraz twarzy (coś jak Arnold S. i "Terminator").
Wybacz, ale się z Tobą nie mogę zgodzić. Uważam akurat odwrotnie. Lubię Stewart, jest ciekawą aktorką, ale daleko jej (moim skromnym zdaniem) do Binoche. Właściwie, mogę powiedzieć, że najciekawsza część filmu, to ta ostatnia, gdy Kristen już nie ma.
W takim razie dlaczego przyznano jej za tę rolę Cezara? I to jako pierwszej amerykańskiej aktorce. Wyjaśnij.
Kristen Stewart była w tamtym czasie na absolutnym topie, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Była jedyną aktorką z górnej półki, poza Binoche, która występowała w jednym z filmów nominowanych do Cezara. Sądzę, że Francuzi, przyznając Stewart nagrodę, chcieli podnieść rangę tej nagrody; chcieli zwrócić na nią oczy Ameryki. A swoją drogą, nie zagrała źle, jednak moim zdaniem, mówiąc kolokwialnie, nie umywa się do Binoche.