Wszystkie zbrodnie Sweeneya wydają mi się usprawiedliwione, a on sam budzi we mnie więcej zrozumienia, niż odrazy... Poza jedną : z powodu pereł, na które połakomiła się pani Lovett i co Sweeney też dostrzega po fakcie, ale jej wybacza, bo (właśnie!) nie jest bez winy i rozumie... Podobnie, jak Sir John Fielding - dostrzegam w nim miłosierdzie, którego brakuje światu, który go "wyhodował". Finalne samobójstwo też jest tego naturalną konsekwencją. Bo Sweeney wymierza sprawiedliwość, więc on musi wymierzyć ja także sobie.
Początkowo uznałam wprawdzie, że obcięcie języka ojcu, to za mało w porównaniu do jego deprawacji i win, ale ostatecznie uznałam, że akurat tej kanalii należało się właśnie życie gorsze od śmierci. Nie może się nawet poskarżyć światu, którego słabość tak okrutnie wykorzystywał!
Natomiast zabicie pani Lovett i Payne'a, to był akt niejako zapowiadający zejście ze sceny i zabieranie ze sobą tych, których kochał najbardziej.
Nb. świetne aktorstwo! Obsada głównych ról - rewelacyjna!
ps
Zapomniałam dodać: nazwiska SĄ KLUCZAMI. Chyba na razie nikt na to nie zwrócił uwagi :)